Są dla mnie drugą skórą. Gdy ubieram te, najpiękniejsze czuję się wyjątkowo, jak prawdziwa gwiazda. Pojawia się ten błysk w oku, który sprawia, że wydobywa się z nas prawdziwe piękno. Nie umiem się im oprzeć, mam do nich ogromną słabość. Gdy któreś z nich wpadnie mi w oko, potrafię o nie na prawdę zawalczyć. Patrzę na nie jak na obiekty sztuki, trzymając je w ręku tworzę artystyczne zestawy, które ożywają na naszych sylwetkach.
Nie rozumiem osób nie przywiązujących do nich wagi. W każdej sytuacji potrafią przecież nas wesprzeć, sprawić, że to my dostaniemy wymarzoną pracę, wywalczymy kontrakt, bądź poznamy miłość naszego życia. Świetnie dobrane działają wręcz magicznie. Niewidzialna ręka trzymająca różdżkę - same stajemy się czarujące, pewne siebie, zmienia się nasz chód i sylwetka, nawet w rozmiarze 42+.
Kocham je szczerze i dlatego postanowiłam coś im obiecać. Koniec z tzw. "domowymi" powycieranymi dresami, poplamionymi koszulkami i bluzami po mężu. Nawet w dresie chcę czuć się stylowo. Bo czy nie lepiej mieć dwa fajne "domowe" zestawy niż stertę zniszczonych ubrań?
Taka jest właśnie moja miłość. Lekka jak letnia sukienka, niezwykła jak odkrycie nowego kroju spódnicy, elegancka jak torebka z Furli i tak oczywista jak odpowiednio dobrana bielizna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz